Kingodm Builder w momencie premiery wywołał spore poruszenie i został dość szybko okrzyknięty najlepszą grą Donald’a X. Vaccarino (na tamte czasy). Zgarnął kilka ważnych nagród branży z najważniejszym Spiel des Jahres w 2012 na czele. Równolegle w 2013 roku wraz z Panią P. odwiedziliśmy po raz pierwszy Spiel w Essen i w ten oto sposób niesiony falą hype’u zakupiłem (w komplecie ze wszystkimi dodatkami) najgorszą grę w naszej kolekcji… PANI P: Nie przesadzaj, nie jest aż tak źle…
Recenzję chciałbym rozpocząć jakimś pozytywnym elementem. Wsłuchajmy się więc w tenże klasyczny już utwór:
Jak już pewnie większość z czytających wstęp mogła się zorientować nie darzę Kingdom Builder’a zbytnią sympatią. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że tej gry szczerze i organicznie nienawidzę. „Dlaczego?...” – zapytacie pewnie z oburzeniem- „…przecież to świetna gra, proste zasady, wiele możliwości, a każda rozgrywka jest inna. Przecież gra zdobyła (wśród wielu innych) w 2012 roku zaszczytny tytuł Spiel des Jahres przyznawany przez szacowne i doświadczone grono ekspertów. Oni nie mogą się mylić!„…
No cóż. Jeżeli chodzi o Spiel des Jahres to to szacowne i doświadczone grono ekspertów nie raz i nie dwa popełniało już, nazwijmy to, błędy. Nie szukając daleko:
- 2017 Spiel des Jahres – Kingdomino – Serio? Kolorowe domino budowane na okrętkę grą roku? Cóż za innowacyjna koncepcja… Nie ma co…
- 2016 Kennerspiel des Jahres – Isle of Skye – Zaawansowana gra roku… Carcassonne wymieszane z aukcją i dodaną zasłonką na badziewie. Proszę Was…
- 2013 Spiel des Jahres – Hanabi – No kurde, weż dowolną grę karcianą, odwróć karty pleckami do siebie, graj. Nawet nie skomentuję….
A to tylko trzy przykłady z głowy! Gdybym usiadł i przeanalizował listę znalazłbym takich kasztanów cały wór (i chyba tak zrobię w jakimś osobnym artykule).
Wracając do tematu. Wydawca Kingdom Builder’a (Queen Games) jakoś nie potrafi się u mnie zapisać w głowie dobrymi tytułami. Niebawem na stronie pojawi się recenzja Escape’a, który też tyłka nie urywa. Poza całkiem ciekawymi grafikami na pudełku, które obiecują przepych i graficzną ucztę nie tyko dla oczu, ale i logiczno-strategiczną pożywkę dla umysłu, Kingdom Builder nie oferuje kompletnie nic. Wszystko od strony estetycznej jest proste do bólu. Nic nie rzuca się w oczy, nic nie przykuwa uwagi, wszystko jest nijakie. Elementy też nie wyglądają jakoś ekstremalnie solidnie. Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze kilkanaście partii i plansze zaczną się rozwarstwiać na brzegach. Grafiki na kartach są – jakby to delikatnie ująć, żeby nie obrazić osoby odpowiedzialnej za jej projekt – wybitnie odpychające. Jako plus można, ewentualnie, uznać solidne przegródki i komplet woreczków strunowych potrzebnych do poukładania całego tego szajsu w pudełku.
Nie ma tu też żadnych ciekawych i innowacyjnych mechanik, nie ma możliwości snucia szalonych długofalowych planów, interakcji jest tu jak na lekarstwo. Między bogiem a prawdą, każdy z graczy (i często się tak w naszym przypadku działo) kładzie sobie te drewniane „cosie” na heksach, które wyglądają jakby ktoś po urozmaiconej gastronomiczne imprezie zwrócił zawartość swoich trzewi na kawałek kartonu i stwierdził: „O, zróby z tego grę!”. Wszystko w tej grze (wyłączając grafikę na pudełku, która jest całkiem spoko) jest miałkie i nijakie. Nie daje żadnych emocji. Wyłóż kartę, postaw 3 „cosie” na heksach w kolorze karty, dobierz kartę. Właśnie streściłem wam całą rozgrywkę i 90% zasad. No i dlaczego do jasnej ciężkiej punktujemy dopiero na końcu? Skąd ja mam wiedzieć czy wygrywam czy nie? Nie pamiętam innej gry, w której aż się prosi o śledzenie postępów w rozgrywce przy pomocy punktów.
Apropos punktowania i warunków wygranej. Każda rozgrywka oferuje definiowane na początku zasady punktowania. Podczas rozkładania wybierasz cztery losowe plansze i zgodnie z umieszczonymi na nich rodzajami lokacji (też jest ich cztery dla każdej rozgrywki) dowiadujesz się jak układać te nijakie „cosie” na planszy, aby na końcu dowiedzieć się że przegrałeś. Własnie ten element doprowadzał mnie do szewskiej pasji za każdym razem.
Warto wiedzieć, że prezentujemy z PANIĄ P. dwie różne metodologie gry. Ja jestem strategiem, zawsze staram się planować długofalowo, optymalizować zwoje ruchy, a każdy z nich 10 razy przemyśleć (co doprowadza PANIĄ P. do szewskiej pasji i kończy się dość ostrym poganianiem) PANI P: Potwierdzam. PANI P. to taktyk, zawsze ma krótkoterminowy szczegółowy plan działania, który łatwo i szybko można dostosować do zmieniających się warunków. I to właśnie dla osób grających jak moja szanowna druga połowica Kingodom Builder jest przeznaczony. Dostaję w tej grze regularne bęcki, co jest dla mnie tym bardziej dołujące, gdy widzę jakie efekty daje nonszalanckie rozstawianie „coś’ów”. Hit’em i szokiem było stwierdzenie mojej PANI przy punktowaniu jednej z pierwszych rozgrywek: „A to tu jakieś dodatkowe zasady punktowania są, bo nie słuchałam na początku?”. Nie muszę chyba mówić, że wygrała… Moje próby grania w Buildera większości kończą się tak:
Do Kingdom’a wydanych zostało kilka dodatków. Jestem w posiadaniu dwóch: Nomads oraz Crossroads. Nie rozszerzają one w żaden znaczący sposób rozgrywki. To po prostu pakiety nowych planszy z nowymi lokacjami.
Nie mam już siły dłużej pastwić się nad tym pokracznym tworem. Nie rozumiem, jak komuś może podobać się taki kasztan.
Rekomendacja POSZPILOMY: Nie kupuj. Chyba, że lubisz Osadników z Catanu i Monopoly. Wtedy Kingdom Builder jest dla Ciebie.
Kącik ekonomiczny PANI P: Na ten moment podstawka ok. 190 PLN, dodatki ok. 120 PLN. Gra nie jest warta tej ceny. Chcesz poukładać sobie coś na ładnej planszy i zapłacić dużo mniej? Kup „Wsiąść do Pociągu”.